Dużo czasu już minęło, Mistrzu, wystarczająco dużo, aby mó podzielić się z Tobą skromną prozą dedykowaną Tobie. Przyjmij ten urywek, który znalazłam w elektronicznych zwojach mojej zewnętrznej pamięci.
Chyba mogę sama siebie zacytować?
"Mistrz siedział skulony na progu, opierając się o żelazne drzwi odgradzające świat realny od świata imaginacji. Twarz odwrócił ku zabłoconemu i zaśmieconemu podwórzu, lecz nie widział ani porozrzucanych wszędzie butelek po tanim trunku z wiśni, ani głębokich kałuż brudnej wody zmieszanej z listopadowymi liśćmi. Nie widział nic, bo wszystko po tamtej stronie nie warte było oglądania. Lepiej oddać cześć najjaśniejszym i oświeconym filozofom, którzy sami nie rozumiejąc istoty istnienia, pytają go o nią zawzięcie i wcale nie oczekują, że odpowie. Jeśli chodzi zaś o sam mistrzowski światek, to nie był on światkiem, który można by sobie wyobrazić, dokonawszy rzutu oka na Mistrza i jego dom. Światek ten już od progu namawiał do stawiania kolejnych kroków w głąb jego tajemnic i z każdą chwilą rozszerzał się na kolejne poziomy wyobraźni, stając się potężnym światem noszącym znamiona nieskończoności. Tutaj Mistrz mieszkał, tutaj obcował z naturą rzeczy całkiem nienaturalnych i niezrozumiałych dla wszystkich ekstrawertyków zamieszkujących obszar poza żelaznymi drzwiami. Pamiętał, bardzo dobrze pamiętał tamten dzień, kiedy ona, Małgorzata, po raz pierwszy znalazła się w granicach jego własnego snu. Pamiętał dokładnie każde słowo, które wtedy padło, pamiętał nawet lepiej niż ona. Wiedział wszak, że słowa posiadają moc magiczną, działają jak zaklęcia ciskane w szale emocji, a czasem jak najgorsze klątwy… i w tym właśnie tkwi problem. Dlatego warto zapamiętywać słowa, jednocześnie ważąc je i uważając, żeby nie uleciały niezauważone. Bo być może później pożałuje się, że się czegoś nie dosłyszało…"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz