sobota, 21 kwietnia 2012

Z końca myśli


Spacer po Jeżycach w godzinach szczytu, w dzień jak na wiosnę upalny to doznanie graniczące z doznaniem wędrówki dusz; nie tylko dlatego, że przez poprzednie naście minut dusiłam się w autobusie wraz z innymi duszami, a głównie z powodu dusz, które widuje się tu na pieczołowicie remontowanych ulicach. Zanim wprowadziłam się do Poznania, mówiono mi, że na Jeżycach to najwyżej można w gębę dostać, a portfel stracić. Cóż, nie boję się.
W ręku ściskając słowa psalmu wygrawerowane na nierdzewnej blaszce: Choćbym szła ciemną doliną, zła się nie ulęknę. Nie ulęknę. Są to słowa poezji, słowa czyste, choć skalane przez wieki pokoleń nieskłonnych ich zrozumieć. Dla mnie, Pierwszej Bezbożnicy Wśród Bezbożników, jest to poezja użytkowa, taka, która sama się przypomina, kiedy potrzeba. A jednak jest jeszcze na mojej szyi mały przypominacz (bo pamięć już nie ta, a i myśleć się czasem nie chce)- nieśmiertelnik. Za jego sprawą przypominają mi się zawsze te same słowa: zawsze, gdy coś mnie trapi i mam ochotę podsumować to jakąś trafną strofą; zawsze, gdy uświadamiam sobie, że wisi na łańcuszku na piersiach. Te same słowa- ale to dobrze, że to akurat one. Jest w nich jasno określony podmiot- ja, wyrażony, trochę na przekór autorom, w rodzaju żeńskim, wiadomo zatem, że to o mnie chodzi. A treść… odnosi się do tego, czego najbardziej się boję- strachu. (Tutaj przypomina mi się, jak w pierwszej części „Harry’ego Pottera profesor Dumbledore mówi do Harry’ego coś w rodzaju: „(…) boisz się samego strachu, a to bardzo mądre, Harry.”. Po dziś dzień nie rozgryzłam tych słów w satysfakcjonujący sposób, ale gdy tylko je usłyszałam, nie, najpierw je przeczytałam, to wiedziałam, że są skierowane do mnie. A miałam wtedy lat 11, moi drodzy, czyli ta parapsychoza trwa już drugie tyle.) Gdzieś we mnie istnieje potrzeba ciągłego podnoszenia samoświadomości- nie boje się, nie boję się… Wiadomo, że ciemna dolina to tylko mało finezyjna metafora. Bo w gruncie rzeczy ciemnych dolin, ulic, w ogóle ciemnych miejsc boję się najmniej. Może ktoś, kto ten psalm pisał (kto jest autorem psalmów? Nie jestem w temacie) miał na myśli ciemną dolinę, w której ludzkość zbierze się w dzień sądu. Z drugiej jednak strony chyba śmierć też mnie aż tak nie przeraża. To z kolei nie wydaje się zbyt mądre, lub jak kto woli rozsądne, bo nawet każdy ćwierćinteligent wie, że życie szanować i chronić trza…



Moją zadumę przerwał widok Najprzystojniejszej Twarzy Całych Jeżyc. Choć nie wiem, czy faktycznie stąd pochodzi i czy kiedyś nie spotkam przystojniejszego, wrażenie pozostało wrażeniem. Wydawało się, że zaraz ujawni swą anielskość i rozłoży parasol skrzydeł nad jeżycką podróżniczką. A może to Archanioł Michał zeskoczył ze starej budowli w samym środku Jeżyc (Archanioł Michał to nie ten, który zwiastuje narodziny dzieci niezamężnym kobietom, to ten drugi, Książę Wojska Niebieskiego).

Strach nie jest czymś, co najpierw jest, co się odczuwa całym sobą, a później tego nie ma. To taki zły duch, jak ten z Czarnej Chaty, gdy raz w ciebie wejdzie, pozostaje w tobie do końca twoich tchnień. I żaden egzorcyzm do Archanioła z pewnością tu nic nie da, może jedynie ładnie brzmieć w ustach desperata. Zamiast pięćdziesięciu wersów rozwałkowanych mądrości, napiszę tylko, to, co tak naprawdę chciałam tu zawrzeć: bać się jest łatwo, pokonywać strach trudno- trzeba wybrać.
Ale wybór staje się dziecinnie prosty, zważając na (wyrwane z kontekstu) słowa:
Straszysz mnie wiecznym potępieniem, ale prawdziwe piekło to źle przeżyte życie.








A na koniec jeszcze: