Jak to dobrze, że na skrzyżowaniu ulic Hetmańskiej i Głogowskiej w godzinach popołudniowego szczytu wysiadła sygnalizacja świetlna! Z pewnością kierowcy blaszanych skrzynek oraz maszyniści zielonych bimbek nie podzielali mojego entuzjazmu, ba! raczej postukaliby się w czoła na widok mojej szczęśliwej buzi niż przyznali mi rację. Ja tymczasem odnalazłam pozytywną stronę całej sytuacji i postanowiłam umilić sobie chwile czekania na rozładowanie korków lekturą książki o emocjach i poznaniu (ale nie o tym Poznaniu, o którym będzie za chwilę).
Wypożyczyłam tę książkę w nadziei, że oświeci mnie w jednej rozpalającej mój umysł kwestii: czy aleksytymia jest faktem i mogę zdiagnozować ją u kilku znanych mi osób, czy może te osoby są, mówiąc krótko i dosłownie, bezduszne. Odpowiedzi szukałam na kilkunastu stronach, po przewertowaniu których i tak okazało się, że w chcąc dokonać studium przypadku, musiałabym zastosować kilka z zawartych w książce kwestionariuszy.
A to jest, moi mili, niemożliwe, bo: a) nie jestem psychologiem (chyba że ktoś mi wyjaśni co to jest czynnik wariancji albo ładunek czynnikowy), b) nie chciałabym, aby moje intencje zostały zdemaskowane. Tym samym musiałam zadowolić swoje dociekliwe ego suchymi faktami na temat wspomnianego zaburzenia („brak słów dla emocji” zakłócenia we współpracy półkul mózgowych, mężczyźni częściej niż kobiety). Cóż, będę musiała poprzestać na obserwowaniu i ocenianiu moich domniemanych aleksytymików (bo właściwie kto powiedział, że te kwestionariusze zrobiłyby to lepiej niż moje uważne oko?).
Podobno Ingmar Bergman upodobał sobie bohaterów o rysach alekytymicznych. Widzieliście „Sceny z życia małżeńskiego”? Bo ja zatrzymałam się na „Siódmej pieczęci”… W każdym razie w „Scenach…” jeden z jego bohaterów monologizuje w te słowa : „Jeżeli chodzi o nasze uczucie, to jesteśmy kompletnymi analfabetami. Jest to smutny fakt i nie dotyczy on tylko ciebie i mnie, ale wszystkich. Uczymy się wszystkiego, co dotyczy ciała, rolnictwa w Pretorii, pierwiastka pi, czy jak się to nazywa, ale ani słowa o duszy. (…) Mówi się teraz czasami, że dzieci należy wychowywać w duchu miłości, zrozumienia, tolerancji, równości i innych takich modnych haseł, już sam nie wiem jakich. Ale nikt nie pomyślał, że najpierw musimy się nauczyć nieco o nas samych i naszych uczuciach. Poznać własny strach i agresję. W tym momencie jesteśmy zdani wyłącznie na siebie.” Jak na wypowiedź aleksytymika i tak jest tam, jak dla mnie, za dużo nazw emocji. Niemniej jednak są to słowa warte przemyślenia. Kiedy już się do tego ostatecznie ustosunkuję, to dam znać.
Skrzyżowanie Głogowska/Hetmańska ewidentnie nie jest tak „klimatyczne” jak rodzinny kwadrat rapera Rycha, czyli ulica Staszica i okolice. Mam zaszczyt zapuszczać się w te rejony dwa razy w tygodniu na ćwiczenia i fakultety. Idę i patrzę prosto w oczy budynkom, które przeszły większą traumę niż niejeden pacjent lecznicy w Tworkach. Idę i widzę ludzi, którzy taką traumę ogólnożyciową przeżywają na co dzień. Aż tu nagle: w ciemnej uliczki wyjeżdża Lamborghini. To dopiero trauma, taka trauma, która zakłóca krajobraz bardziej niż gradowe chmury przecinające lazurowe niebo. Nie chcę zaczynać dyskusji o nierównościach społecznych czy lokalnych problemach, bo nie to mnie najbardziej uderzyło. Baczny czytelnik na pewno już zauważył, że chodzi mi o kontrast natury wizualnej. Kontrast: mrok ulicy- jasność dostatku, sędziwość kamienic- świeżość technologii… Swoista egzotyka Jeżyc- coraz bardziej oczywisty zbytek.
Muzyka na dziś, tak dla równowagi pomiędzy śmiertelną powagą a całkiem życiowym żartem. A ja wracam do tekstu Aronsona pt. „Jak zostać przywódcą sekty” :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz