Jak siedzi się albo- nie daj,
Boziu!- leży z krążkiem międzykręgowym gdzieś obok kręgosłupa, przychodzą
człowiekowi różne dziwne rzeczy do głowy.
Mówię to z wielkim przekonaniem,
bo sama tak leżałam parę dni i z konieczności wypełnienia czymś przeleżanego czasu
czytałam… Frondę.
Po przewertowaniu świadectw
dziewczyny opętanej przez gry RPG (!) i księdza uzależnionego od fetyszy,
trafiłam na prosty i mało błyskotliwy artykuł o rytuale inicjacji lucyferycznej
czyhającej na nieświadomego Polaka podczas wakacji. Najbardziej zainteresował
mnie fragment o salonach spa, w których rzekomo dochodzi do tego rodzaju
obrzędów. Oczywiście wszystko odbywa się pod przykrywką zabiegów
pielęgnacyjnych i upiększających.
Czasem określenie „rytuał” wydaje się być stosowane jako bezmyślny
zamiennik słowa „zabieg” jak na przykład w sformułowaniu „Tropikalny rytuał
pozwalający oczyścić i złuszczyć martwy naskórek przy jednoczesnym wygładzeniu
skóry.”
Racja. Przed przejściem na ciemną
stronę mocy trzeba sobie profilaktycznie wygładzić naskórek, bo
podczas podróży przez ostatni krąg piekła
może trochę zmatowieć.
Nie muszę chyba dodawać, że z
równie dużą stanowczością acz skrótowo dostało się innym iście demonicznym
obrzędom, np. technikom ajurwedy i akupunktury- wg autora artykułu „nie
wymagają one komentarza”. Widocznie już sam dźwięk tych nazw jest tym, co imię
Voldemorta dla czarodziejów z Hogwartu.
Do spa nie chodzę, ale z
pewnością szatan się mną interesuje, zwłaszcza, że podczas dwóch ostatnich
bezsennych nocy poddałam rzeczony artykuł z Frondy intensywnej rozkminie i doszłam
do wniosków, które zaskoczyły mnie samą. Nie wiem, czy to pod wpływem silnych
leków przeciwbólowych, czy w efekcie małej ilości snu, skonstatowałam, że moje
życie jest wypełnione „lekkim okultyzmem” i że trzeba uważać na każdy gest i
słowo, bo przecież one są pełne mocy niekoniecznie pozytywnej.
Oliwy do ognia moich rozmyślań
dolała audycja w Radiu Zet, też zresztą zasłyszana w czasie nasilonego bólu i
na lekach, traktująca o szamańskich obrzędach ludów Ameryki Południowej.
Prowadząca audycję, doświadczona podróżniczka, polecała autorce skierowanego do
niej listu udać się do dżungli, aby tam odprawić magiczne obrzędy, które pomogą
jej pozbyć się problemów dnia codziennego i depresji. Podróż w głąb lasów
deszczowych miała być konieczna, ponieważ magia szamańska ma moc sprawczą tylko
i wyłącznie w odpowiednich warunkach naturalnych. Przeniesiona na grunt
wielkich miast stanowi natomiast ogromne zagrożenie dla duszy i umysłu.
Ja poleciłabym jej dobrego
psychologa. Bo skoro ktoś ma problem z umysłem (nie z [potencjalną] duszą), na
co wskazują stany depresyjne, to tylko do takiego specjalisty powinien trafić.
Zasadniczo zgadzam się ze słowami mojego ulubionego wykładowcy psychologii:
„Duszą zajmuje się kler, my (psychologowie) zajmujemy się umysłem”. Zasadniczo
i zawsze, oprócz tych dwóch nocy, podczas których widocznie mój umysł mnie
opuścił.
Przeżywałam niesamowite schizy,
przez pół nocy wyobrażając sobie fale tajemniczej energii płynące z pni
wielkich sekwoi oraz złe moce czające się w każdym atomie powietrza.
A potem się obudziłam.
Mówią, że czytanie rozszerza
horyzonty (pozdrawiam panią od polskiego, tak, czytam literaturę), więc na
pewno i Fronda nie zaszkodzi, choć zważając na jej kiepski poziom językowy…
sama nie wiem, czy do końca nie zaszkodzi ;P Pewnie prędko do niej nie zajrzę,
bo nadmiar informacji typu „22 tysiące Polaków sprzeciwia się homoseksualnej
dyktaturze” i „artysta chce zmienić blok mieszkalny w pomnik Jezusa” przyprawia
mnie o bardziej dotkliwą chorobę niż ta, z której dopiero co się wyleczyłam.
Dziś już siedzę, leków nie
dostaję i znowu myślę po staremu. Po południu pewnie przejadę się do
grudziądzkiego solankowego spa, żeby się trochę posatanizować.
Moje życie duchowe jest mimo wszystko
bardzo bogate.
Całość tekstu o inicjacji
lucyferycznej: http://www.fronda.pl/a/inicjacja-lucyferyczna-na-wakacjach,30336.html
Polecam się zapoznać, bo może
właśnie chłoniecie złą energię, jedząc brokuły albo oglądając „M jak miłość”.
PS- Pamięć bywa zawodna.
Zwłaszcza moja. Zwłaszcza po pijaku. Dlatego zapytam: kto mi kiedyś
opowiadał o salonie spa albo jakimś innym tego typu miejscu, na którego suficie
była wymalowana (ułożona z ciegieł?) ogromna swasta? Jakieś szczegóły?