niedziela, 22 czerwca 2014

Ciotka Idalia w krainie dziwów



Wśród przeróżnych osobliwości osiedla, na którym mieszkam, największym jest gimbaza umiejscowiona tuż pod moim oknem. Jak tylko pogoda zrobi się słoneczna, co niedzielę organizowane są tam jakieś festyny rodzinne. Nie wiem dla kogo, toż tu same single po sześćdziesiątce, ewentualnie pary lesbijek, ale jak wiadomo w Polsce taka rodzina jest nielegalna. Kiedyś bardzo się zdziwiłam, bo podczas takiego festynu zagrał jakiś zespół metalowy, którego muzyków spotkałam tego samego wieczoru w pubie. To mi trochę przypomina program śniadaniowy w TVN: najpierw wspólnie pieczemy szarlotkę, później dzieci wypowiedzą się o tym, dlaczego fajnie być przedszkolakiem, a na deser old- szarpidruty z dzielni zagrają cover piosenki „Enter sandman”. Dla każdego coś dobrego! I tak lepsze to niż równie częste spotkania anonimowych katolików, które gromadzą tłumy (!) młodych (!!!!) ludzi w parku obok. Ale o tym nie będę się rozpisywać. Choć może powinnam oskarżyć ich o obrazę mojego zdrowego rozsądku, albo zmusić do odwołania kolejnego zlotu tak, jak oni doprowadzili do odwołania spektaklu na Malta Festival…

Nic jednak nie jest równie fascynujące jak autochtoniczni mieszkańcy osiedla. Wyobraźcie sobie, że podczas spaceru widzicie dziewczynę odzianą w taki zestaw:




Must have sezonu.
Do tego twarz cała w piercingu (gdzie ona ma oko, a gdzie nos??) oraz rekwizyt, który idealnie koresponduje z całością postaci: 




Swoją drogą, spacer to moja ulubiona część dnia. Po pracy albo uczelni lubię się poprzyglądać otoczeniu, choć w poprzedniej lokalizacji napotykałam znacznie ciekawsze zjawiska. Tutaj to największe emocje zapewniają mi Cygan wołający za mną „Kochanie! Zaczekaj!” oraz dzieciaki wykrzykujące w eter „Jebać szatanów”. Do pogłębionych refleksji skłaniają również zasłyszane rozmowy jakże nielicznych tutaj moich równolatków. „Ja do pracy nie idę. Praca to chuj”- mówi często jeden z nich. To mi przypomniało smaczek z „Zoologii fantastycznej”, w której czytałam, że wg Kartezjusza małpy mogłyby mówić gdyby tylko chciały, ale milczą, żeby nikt nie kazał im pracować. Może rzeczony chłopak powinien wziąć przykład z naszych małpich krewniaków, niosłoby to obopólne korzyści: on nie musiałby pracować, a inni nie musieliby słuchać jego biadolenia.
Jedynym widokiem, który mnie naprawdę raduje jest junior metal z mojej klatki (długie KRĘCONE jasne włoski, obowiązkowo kostka i glany, a wiek na oko poniżej 15 roku życia).

CDN.

Pozdrowienia z miasta, w którym porządku strzegą strażnicy miejscy z niedowładem ręki, a każda perfekcyjna pani domu oraz ciężko pracujący ojciec rodziny po 40 ma jako dzwonek telefonu to.

__________________________________________________________________________________
__________________________________________________________________________________
Playlista: