Spacer po Jeżycach w godzinach szczytu, w dzień jak na
wiosnę upalny to doznanie graniczące z doznaniem wędrówki dusz; nie tylko
dlatego, że przez poprzednie naście minut dusiłam się w autobusie wraz z innymi
duszami, a głównie z powodu dusz, które widuje się tu na pieczołowicie
remontowanych ulicach. Zanim wprowadziłam się do Poznania, mówiono mi, że na
Jeżycach to najwyżej można w gębę dostać, a portfel stracić. Cóż, nie boję się.
W ręku ściskając słowa psalmu wygrawerowane na nierdzewnej
blaszce: Choćbym szła ciemną doliną, zła
się nie ulęknę. Nie ulęknę. Są to słowa poezji, słowa czyste, choć skalane
przez wieki pokoleń nieskłonnych ich zrozumieć. Dla mnie, Pierwszej Bezbożnicy
Wśród Bezbożników, jest to poezja użytkowa, taka, która sama się przypomina,
kiedy potrzeba. A jednak jest jeszcze na mojej szyi mały przypominacz (bo
pamięć już nie ta, a i myśleć się czasem nie chce)- nieśmiertelnik. Za jego
sprawą przypominają mi się zawsze te same słowa: zawsze, gdy coś mnie trapi i
mam ochotę podsumować to jakąś trafną strofą; zawsze, gdy uświadamiam sobie, że
wisi na łańcuszku na piersiach. Te same słowa- ale to dobrze, że to akurat one.
Jest w nich jasno określony podmiot- ja, wyrażony, trochę na przekór autorom, w
rodzaju żeńskim, wiadomo zatem, że to o mnie chodzi. A treść… odnosi się do
tego, czego najbardziej się boję- strachu. (Tutaj przypomina mi się, jak w
pierwszej części „Harry’ego Pottera profesor Dumbledore mówi do Harry’ego coś w
rodzaju: „(…) boisz się samego strachu, a to bardzo mądre, Harry.”. Po dziś
dzień nie rozgryzłam tych słów w satysfakcjonujący sposób, ale gdy tylko je
usłyszałam, nie, najpierw je przeczytałam, to wiedziałam, że są skierowane do mnie.
A miałam wtedy lat 11, moi drodzy, czyli ta parapsychoza trwa już drugie tyle.)
Gdzieś we mnie istnieje potrzeba ciągłego podnoszenia samoświadomości- nie boje
się, nie boję się… Wiadomo, że ciemna dolina to tylko mało finezyjna metafora.
Bo w gruncie rzeczy ciemnych dolin, ulic, w ogóle ciemnych miejsc boję się
najmniej. Może ktoś, kto ten psalm pisał (kto jest autorem psalmów? Nie jestem
w temacie) miał na myśli ciemną dolinę, w której ludzkość zbierze się w dzień
sądu. Z drugiej jednak strony chyba śmierć też mnie aż tak nie przeraża. To z
kolei nie wydaje się zbyt mądre, lub jak kto woli rozsądne, bo nawet każdy
ćwierćinteligent wie, że życie szanować i chronić trza…
Moją zadumę przerwał widok Najprzystojniejszej Twarzy Całych
Jeżyc. Choć nie wiem, czy faktycznie stąd pochodzi i czy kiedyś nie spotkam
przystojniejszego, wrażenie pozostało wrażeniem. Wydawało się, że zaraz ujawni
swą anielskość i rozłoży parasol skrzydeł nad jeżycką podróżniczką. A może to
Archanioł Michał zeskoczył ze starej budowli w samym środku Jeżyc (Archanioł
Michał to nie ten, który zwiastuje narodziny dzieci niezamężnym kobietom, to
ten drugi, Książę Wojska Niebieskiego).
Strach nie jest czymś, co najpierw jest, co się odczuwa
całym sobą, a później tego nie ma. To taki zły duch, jak ten z Czarnej Chaty,
gdy raz w ciebie wejdzie, pozostaje w tobie do końca twoich tchnień. I żaden
egzorcyzm do Archanioła z pewnością tu nic nie da, może jedynie ładnie brzmieć
w ustach desperata. Zamiast pięćdziesięciu wersów rozwałkowanych mądrości,
napiszę tylko, to, co tak naprawdę chciałam tu zawrzeć: bać się jest łatwo, pokonywać
strach trudno- trzeba wybrać.
Ale wybór staje się dziecinnie prosty, zważając na (wyrwane
z kontekstu) słowa:
Straszysz mnie wiecznym potępieniem, ale prawdziwe piekło to
źle przeżyte życie.
A na koniec jeszcze:
A na koniec jeszcze: